Autorytety

[Wybór wypowiedzi niektórych z współczesnych teologów i liturgistów wypowiadających się o pięknie i ubóstwie w liturgii świętej. Autorami cytowanych niżej wypowiedzi są osoby będące autorytetami nie tylko dla jednego wybranego środowiska, gdyż prezentują oni poglądy często diametralnie różne. Udowadnia to, że liturgia i jej piękno nie mogą być przedmiotem wyłącznie subiektywnego podejścia, gdyż kult Prawdziwego Boga odzwierciedla Jego Nieskończone Piękno].




A) Raport o stanie wiary (Marki, 1986)

Nie ma śladu tryumfalizmu w uroczystym charakterze kultu, przez który Kościół wyraża chwałę Bożą, radość wiary, zwycięstwo prawdy i światła nad błędem i ciemnościami. Bogactwo liturgii nie jest bogactwem jakiejś kasty kapłańskiej; należy ono do wszystkich, także do ubogich, którzy faktycznie go pragną i wcale się nim nie gorszą.

B) Służyć prawdzie. Myśli na każdy dzień (Poznań, 1986)

Troska o piękno domu Bożego i troska o ubogich są niepodzielne. Człowiek potrzebuje nie tylko tego, co pożyteczne, lecz także tego, co jest piękne; nie tylko własnego domu, lecz również bliskości Boga i Jego znaków. Gdzie Bóg jest uwielbiony, tam także nasze serce jest pełne wesela. Staliśmy się dziś bardzo purytańscy. Mówimy: czyż nie lepiej byłoby rozdać wszystkie skarby świątyń ubogim? Zapominamy, że piękno przeznaczone dla Pana to jedyna prawdziwa wspólna własność świata. Porównajmy: rezydencja magnacka i kościół, muzeum i katedra! Jakaż istotna różnica! Przecież czym innym jest zwiedzanie Luwru, galerii Uffizi, Muzeum Brytyjskiego, a czym innym modlitwa w żyjącym kościele jednocząca się w chwale Boga z wołaniem kamieni! Piękno darowane Dzieciątku z Betlejem jest przeznaczone dla wszystkich i wszystkim jest potrzebne jak chleb. Kto Bożej Dziecinie odbiera to piękno, aby przeznaczyć je na "użytek praktyczny", ten nie pomaga, lecz burzy, zabiera światło, bez którego wszelkie, najbardziej wyrachowane działania pozostają zimne i próżne. Oczywiście, gdy pragniemy dziś włączyć się w długą pielgrzymką stuleci, pragnącą ofiarować rozrzutnie nowo narodzonemu Panu wszystko, co najpiękniejsze na tej ziemi, nie możemy zapominać ani na chwilę, że ten nasz Król Bóg-Człowiek ciągle jeszcze przebywa w stajni, w więzieniu, w slumsach, i że nie wielbimy Pana, gdy Go tam właśnie nie umiemy znaleźć. Jednak świadomość tego wcale nie musi być równoznaczna z poddaniem się dyktatowi użyteczności, która eliminuje radość i piękno, a z śmiertelnej powagi czyni dogmat (s. 378)


* * *






„W Sta­rym Zako­nie, który był cie­niem bar­dzo sła­bym cudów i tajem­nic Nowego Zakonu, z woli Bożej uży­wano szat boga­tych i pięk­nych: «Będą i uży­wać Aaron i syno­wie jego, kiedy wcho­dzić będą do przy­bytku świa­dec­twa, abo gdy przy­stę­pują do ołta­rza, aby słu­żyli w świąt­nicy, żeby winni grze­chu nie umarli». Wspa­nia­łym musiał być widok arcy­ka­płana Sta­rego Prawa, gdy w obli­czu ludu, jak to opi­suje Jezus, syn Syrach, wcho­dził do sank­tu­arium: «Jako gwiazda jutrzenna mię­dzy mgłami, a jako pełny księ­życ we dni swoje świeci: A jako słońce jasne, tak on świe­cił w kościele Bożym. Jako tęcza jaśnie­jąca się pięk­nie mię­dzy jasnemi obło­kami: jako kwiat róży we dnie wio­sny: i jako lilje, które są nad ciek­nącą wodą, i jako kadzi­dło pach­nące we dni let­nie. Jako ogień bły­ska­jący się, i kadzi­dło gore­jące w ogniu. Jako naczy­nie ze złota zupełne, wszel­kim dro­gim kamie­niem ozdo­bione. Jako oliwa rodząca, i cyprys pod­no­szący się wysoko, gdy brał na się świetną szatę, i ubie­rał się w zupeł­ność powagi. A gdy wstę­po­wał do ołta­rza świę­tego, uczy­nił chwałą święty ubiór». 
O ileż wię­cej powo­dów jest, aby Kościół, oblu­bie­nica Boża, sta­wał za pośred­nic­twem swych mini­strów przy ołta­rzu w sza­cie uro­czy­stej, skoro tam się odpra­wia ofiara, dająca na wygna­niu tej ziemi przed­smak rado­ści i roz­ko­szy uczty wesel­nej, jakiej kosz­to­wać będziemy na wieki z Baran­kiem w ojczyź­nie nie­bie­skiej. Sta­nąć do Ofiary na ołta­rzu w sza­tach nie god­nych — to znie­waga Ciała Jezu­so­wego, to zbrod­nia prze­ciw świę­tym Tajemnicom. (…) 
Powody, dla któ­rych Kościół żąda, aby szaty święte, przy­naj­mniej te, które w naj­bliż­szej łącz­no­ści zostają z Ofiarą św., jak ornat ze stułą i mani­pu­la­rzem, cho­ciażby w zewnętrz­nych swych częściach  oraz welon kie­li­chowy, robione były z dro­go­cen­nego wątku, są nastę­pu­jące. Przedew­szyst­kiem Kościół w swej prak­tyce naśla­duje Stary Testa­ment, oraz przy­kład sta­ro­żyt­nego Kościoła. Następ­nie szat dro­go­cen­nych wymaga już to uczu­cie czci dla tajem­nic, przy ołta­rzu speł­nia­nych, już to wysoka god­ność tych, któ­rzy śś. tajem­nice spra­wują. Zatem znie­wala do uży­wa­nia szat dro­go­cen­nych przy ołta­rzu obo­wią­zek pomna­ża­nia chwały Bożej i i ozdoby kultu Bożego; jeżeli bowiem słu­dzy i urzęd­nicy kró­lów i ksią­żąt bogato się stroją na występy urzę­dowe, czyżby mini­strzy ołtarza,słudzy Króla kró­lów i Pana panu­ją­cych, mogli się w przy­bra­niu w szaty litur­giczne zanie­dby­wać? Wresz­cie jedwab, oraz złoto i sre­bro, obok dro­go­cen­no­ści, posia­dają cechy sym­bo­liczne, bo przy­po­mi­nają kapła­nowi bogac­two zasług Jezusa Chry­stusa, naj­wyż­szego kapłana, i obfi­tość cnót, o jakie sta­rać się winien; wzo­rem dla kapłana jest jedwab­nik, który, mimo maleń­ko­ści swo­jej, tyle przę łzy wytwarza“.



* * *



Joseph A. Jungmann S.J.






W liturgii istnieje zapotrzebowanie na Piękno. Bo w liturgii nie tylko żyją wielkie idee, ale idee te winny znaleźć swój widzialny wyraz. A to dlatego, że liturgia jest wspólnotową modlitwą Kościoła, widzialnego Kościoła, wreszcie takze dlatego, że Kościół i Jego modlitwa powraca do Wcielonego Syna Bożego, który się pojawił widzialnie w widzialnym świecie. W Jego Wcieleniu także materia została uszlachetniona, a w Jego Zmartwychwstaniu została ona włączona zaczątkowo w tę chwałę, w to nieporównywalne piękno Boga, w nowe stworzenie, którego początkiem jest uwielbiony Chrystus. Dlatego Służba Boża, którą ten Kościół, Kościół Chrystusa, Bogu ofiaruje, musi być piękna. 
Stąd też Kościół daleki jest od owej spirytualistycznej pogardy dla materii, tego, co widzialne, zmysłowego świata. Materia może i powinna raczej współprzemawiać, współdziałać w uwielbieniu, jakie Kościół składa Bogu w liturgii. Wszystko to, co najlepsze i najszlachetniejsze, a co ofiaruje ziemskie stworzenie, powinno tu być włączone, aby przyczyniało się do Służby Bożej Kościoła: chleb, i wino, i woda, i światło, i kadzidło, srebro i złoto, i marmur, aksamit i jedwab, i delikatne płótno i co tylko kosztownego użycza nam natura, wszystko to uformowane w najszlachetniejszą postać, winno być wciągnięte w duchowy świat, w którym żyje Kościół: aby współtętniło i współdźwięczało w tym uwielbieniu, które w duchu i prawdzie wznosi się do Boga. 
To, że liturgia musi być piękna, a nawet, że piękno nie tylko płynie z jej istoty jako właściwość skutkowa, lecz należy do jej najgłębszej natury, to była myśl, która szczególnie mocno, może za mocno, była akcentowana w pierwszym okresie ruchu liturgicznego. (...). 
Z pewnością, liturgia powinna być piękna, tzn. Powinna być przeniknięta duchem czci, powinna w niej panować święta cisza, chrześcijańska ufność, wszystko powinno być właściwie uporządkowane: powinien się w niej ujawniać duch wspólnoty, zgody, miłości. 
Ale czy także piękno jako sztuka powinno się rozwijać w liturgii w sposób swobodny? Czy powinno się znajdować w Kościele także bogactwo form, zmysłowo dostrzegalnych postaci, ozdób i dekoracji, kolorów i dźwięków? Nie wątpimy w to dzisiaj. Jesteśmy gotowi odpowiedzieć bezpośrednio na to pytanie: tak (s. 96-99).



* * *








Czy sztuka ma jakiś cel? Także nie; można by mniemać, że istnieje ona po to, aby dzięki niej artysta miał co jeść i w co się ubrać. Albo też, jak sądziło Oświecenie, aby dostarczać poglądowych przykładów dla lepszego zrozumienia i uczyć cnoty. Dzieło sztuki nie ma żadnego celu, ale ma sens, mianowicie ten, ut sit, aby było, żeby w nim istota rzeczy i życie wewnętrzne duszy człowieka-artysty znalazły prawdziwą, czystą postać. Powinno być splendor veritatis, odbiciem piękności prawdy (s. 103). 
Tym, czym dla życia aktywnego Kościoła jest władza, tym dla życia kontemplacyjnego jest przez analogię – piękno. Kościół nie jest tylko tworem celowym, ale jest bytem pełnym wewnętrznego sensu, jest bytem stającym się sztuką. Jest takim wtedy, kiedy się modli: w liturgii (...).
Prawda ma wartość sama ze siebie, ponieważ jest Prawdą, Prawo ponieważ jest Prawem, Piękno ponieważ i o ile jest Pięknem. Żaden z tych zakresów nie może uzyskać swojej ważności z jakiegoś innego, lecz zawsze tylko z siebie samego. Najbardziej głęboka i prawdziwa myśl nie czyni dzieła pięknym, podobnie jak najlepsze usposobienie twórcy, jeśli to, co stworzył nie posiada poza tym plastyczności i mocy formy, a to znaczy właśnie: jest piękne. Piękno jako takie jest suwerenne i niezależne od Prawdy itd. Piękna jest jakaś rzecz, albo dzieło sztuki, jeśli jego wewnętrzna istota i znaczenie wyrażone są w jego istnieniu. W tym właśnie "doskonałym wyrażeniu" zawarty jest fakt Piękna. Posiada ono wartość właściwą tylko dla niego i tylko do niego przynależną. To, że cała wewnętrzna istota rzeczy, czy też czynności, a także jej stosunek do wszechświata i świata duchowego są ukształtowane od pierwszej chwili, od najbardziej wewnętrznej granicy swego bytu; że ta wewnętrzna forma wyraża się również na zewnątrz i staje się plastyczną jednością; to, że wszystko i tylko to zostało powiedziane, co powinno być powiedziane; że wszystko uzyskało należytą formę i tylko taką; że nic w postaci nie jest martwe, ani puste, ale wszystko ożywione, wymowne; że każdy ton, każde słowo, każda powierzchnia, każdy kolor i gest pochodzi z wnętrza, przyczynia się do objawienia całej treści i wraz z innymi tworzy jednolitą, dojrzałą jedność - to pełne, jasne i konieczne wyrażenie wewnętrznej prawdy życia w przejawach zewnętrznych, to jest Piękno. Pulchritudo est splendor veritatis - est species boni, mówi stara filozofia: "Piękno jest blaskiem doskonałości objawienia wewnętrznej istotnej prawdy i dobroci bytu" (s. 116-117). 
"Piękno jest odblaskiem Prawdy" - mówi scholastyka. Dla nas, ludzi współczesnych, brzmi to trochę chłodno i zewnętrznie szkolnie. Pomyślmy jednak, że to zdanie pochodzi z umysłu ludzi, którzy byli niezrównanymi mistrzami w tworzeniu złotych myśli, którzy ustalali pojęcia, wyciągali wnioski, budowali systemy, które górowały jak katedry, a wtedy uświadomi nam to, że należy głębiej wniknąć w sens tych kilku słów. (...). Piękno pozna tylko ten, kto zachowa ten porządek i będzie je rozważał, jako blask doskonale wyrażonej istotnej prawdy. Istnieje jednak wielkie niebezpieczeństwo, prawie nieodłączne od niektórych natur, odwrócenie tego ustalonego porządku, postawienie Piękna przed Prawdą, albo nawet zupełnego oderwania go od niej: oddzielenia doskonałości formy od treści, ekspresji od duszy i sensu. Jest to niebezpieczeństwo światopoglądu estetycznego, który ostatecznie kończy się na pozbawionym energii pięknie ducha (s. 118-119).
"Kto chce żyć Pięknem", temu nie wolno najpierw niczego pragnąć, jak tylko być prawym i dobrym (s. 122). 
Kto szuka Piękna dla niego samego, temu ono wymknie się z rąk, i on zniszczy swoje życie i swoje dzieło, grzesząc przeciwko odwiecznemu porządkowi wartości. (...). Zastosujmy to, co było dotychczas powiedziane w odniesieniu do liturgii. Również i tu zagraża niebezpieczeństwo, że rozszerzy się estetycyzm; że liturgia będzie najpierw wychwalana, potem będzie szczegółowo oceniana w swych kosztownościach pod względem estetycznym, a wreszcie święta piękność Domu Bożego będzie kosztowana ze znawstwem smakosza, aż dojdzie do tego, że "dom modlitwy" stanie się znów - choć w nowej formie - "jaskinią zbójców" (s. 123). 
Ale dla nas liturgia musi być najpierw tylko sprawą zbawienia. Musi nam chodzić o jej prawdę i o jej życiowe znaczenie. Kiedy wypowiadamy jej modlitwy i psalmy, powinniśmy chwalić i prosić Boga i nic poza tym, że jesteśmy blisko źródła łaski. Kiedy jesteśmy obecni przy jakimś poświęceniu, wówczas w całym wydarzeniu nie powinniśmy dostrzegać niczego innego jak tylko to, że część życia ludzkiego została objęta Bożą łaską. Nie powinno więc nam tu chodzić o zdolność ekspresyjną gestów i o moc słów, jakbyśmy stali przed jakąś duchową sceną, lecz o to, by naszą rzeczywistą duszę zbliżyć nieco do rzeczywistego Boga, a więc o nasze najbardziej osobiste, bardzo poważne sprawy naszego serca. 
Dopiero wtedy, gdy to uczynimy, będzie nam użyczone również i jej Piękno. Tylko wtedy, gdy z powagą najbardziej osobistego uczestnictwa przeżywamy rzeczywistość liturgiczną, pokazuje nam się, czy i jak i z jaką doskonałością ta treść życia jest objawiana. Tylko wtedy, gdy wychodzimy z prawdy liturgii, oczy nam się otwierają i widzimy, jak ona jest piękna. To może stać się w różnym stopniu w zależności od tego, czy jesteśmy bardziej czy mniej otwarci na świat piękna. Może jest to tylko - nawet niezupełnie świadome - miłe uczucie głębokiego dopasowania wszystkich słów i gestów do potrzeb wewnętrznego świata, odczucie spokojnej naturalności, świadomość, że wszystko jest prawdziwe i właśnie takie, jakie być powinno. Kiedyś może się zdarzyć, że Offertorium zabłyśnie przed nami jak klejnot. Układ jakiejś modlitwy staje się przejrzysty i my przeżywamy wspaniały cud zupełnie jasnej i zarazem przepastnej głębi. Albo cząstka po cząstce odsłania się nam pasmo górskie Mszy św. tak jak szczyt, wierzchołki i zbocza gór wyłaniają się z ustępującej mgły, czyste, świecące, iż myślimy, że widzimy je po raz pierwszy. Może się wtedy zdarzyć, że upuścimy książkę z rąk i znieruchomiejemy w wielkiej, uszczęśliwionej, a zarazem przepojonej czcią ciszy, kiedy spostrzeżemy, jak ostateczne prawdy wypełniają wszelką tęsknotę, znalazły tu swój wyraz.
Ale są to krótkie chwile, które musimy przyjąć, gdy one przychodzą, znalezione, podarowane.
Na co dzień, jako reguła, obowiązuje także i tutaj: "Szukajcie najpierw Królestwa Bożego i sprawiedliwości Jego, a wszystko inne będzie wam dodane" - wszystko, także i przeżycie piękna (s. 125-126).




* * *









Widzimy ich zawsze przy papieżu, stają się jego cieniem; skupieni, uważni na każdy ruch i gest Ojca Świętego, kierują nim, podpowiadają, co ma robić, pomagają mu, gdy tego wymaga sytuacja; dyskretni i nieodzowni. To papiescy mistrzowie ceremonii. Ich twarze stają się ludziom tak samo znajome, jak postacie samych papieży. Przez większość pontyfikatu Jana Pawła II jego mistrzem ceremonii był ks. Piero Marini, wyniesiony przez Papieża do godności arcybiskupiej w 2003 r. Przez ponad dwa lata służył on również Benedyktowi XVI. W październiku 2007 r. u boku Papieża pojawił się nowy mistrz ceremonii - dziwnym zbiegiem okoliczności nosi takie samo nazwisko, ale na imię ma Guido. 

Guido Marini pochodzi z Ligurii - urodził się w Genui w 1965 r. Po studiach w Seminarium Arcybiskupim w swoim rodzinnym mieście w 1989 r. został wyświęcony na kapłana przez kard. Giovanniego Canestriego. Kontynuował swoją formację w Rzymie, najpierw na Uniwersytecie Laterańskim, gdzie otrzymał doktorat „in utroque iure”, a następnie na Papieskim Uniwersytecie Salezjańskim, na którym studiował psychologię komunikacji. Po powrocie do Genui pracował jako osobisty sekretarz i mistrz ceremonii kolejnych arcybiskupów: kard. Giovanniego Canestriego, kard. Dionigiego Tettamanziego i kard. Tarcisia Bertonego. Zajmował się również nauczaniem i pełnił różne funkcje w Kurii Arcybiskupiej. W październiku 2007 r. Benedykt XVI mianował go - najprawdopodobniej za radą swego sekretarza stanu kard. Tarcisia Bertonego - mistrzem ceremonii Papieskiego Urzędu ds. Celebracji Liturgicznych. W ten sposób na barki tego jeszcze młodego kapłana spadło odpowiedzialne i trudne zadanie wdrażania w życie papieskiej reformy celebracji liturgicznych, której celem jest powrót do prawdziwego ducha liturgii.  (W. R.)

Włodzimierz Rędzioch: - Jak wygląda współpraca między Benedyktem XVI a jego mistrzem ceremonii? Czy Papież decyduje o wszystkim? 

Ks. prał. Guido Marini: - Na początku chciałbym podkreślić, że celebracje, którym przewodniczy Ojciec Święty, mają być punktem odniesienia dla całego Kościoła. Papież jest najwyższym kapłanem, liturgiem Kościoła, który poprzez celebracje przekazuje wiarygodną naukę liturgiczną - punkt odniesienia dla wszystkich. W świetle tego wyjaśnienia łatwiej jest zrozumieć, jaki powinien być styl współpracy między mistrzem ceremonii a Ojcem Świętym. Należy tak działać, by liturgie papieskie były wyrazem jego autentycznej orientacji liturgicznej. Mistrz ceremonii ma być więc pokornym i wiernym sługą liturgii Kościoła. Ja od samego początku w taki właśnie sposób pojmowałem moją pracę w Urzędzie ds. Celebracji Liturgicznych Ojca Świętego. 

W. R.: - Wszyscy dostrzegamy zmiany wprowadzone przez Benedykta XVI do celebracji liturgicznych. Jak można zsyntetyzować te zmiany? 

G. M.: - Uważam, że zmiany te można zsyntetyzować w następujący sposób. Przede wszystkim chodzi o zmiany, które dokonywane są według logiki rozwoju w ciągłości z przeszłością. Nie mamy więc do czynienia z zerwaniem ani z przeciwstawieniem w stosunku do poprzednich pontyfikatów. Po drugie - wprowadzone zmiany służą pobudzaniu prawdziwego ducha liturgii, tak jak życzył sobie tego Sobór Watykański II, dla którego „wewnętrzne piękno liturgii ma jako swój właściwy podmiot Chrystusa zmartwychwstałego i uwielbionego w Duchu Świętym, który włącza Kościół w swoje działanie”.  

W. R.: - Celebracja w kierunku krzyża, Komunia św. dawana bezpośrednio do ust i przyjmowana na klęczkach, dłuższe momenty ciszy i medytacji - to najbardziej rzucające się w oczy zmiany liturgiczne wprowadzone przez Benedykta XVI. Niestety, wiele osób nie rozumie znaczenia teologicznego ani historycznego tych zmian, a co gorsza - postrzega je jedynie jako „powrót do przeszłości”. Czy mógłby Ksiądz Prałat chociaż pokrótce wyjaśnić ich znaczenie?  

G. M.: - Prawdę mówiąc, nasz urząd otrzymuje wiele świadectw wiernych, którzy bardzo przychylnie przyjęli wprowadzone przez Papieża zmiany, gdyż postrzegają je jako autentyczną odnowę liturgii. Jeżeli chodzi o znaczenie niektórych zmian, ograniczę się do syntetycznych refleksji. Celebrowanie w kierunku krzyża podkreśla poprawne ukierunkowanie modlitwy liturgicznej, tzn. w kierunku Boga; w czasie modlitwy wierni nie mają patrzeć na siebie, ale razem kierować swój wzrok ku Zbawicielowi. Rozdawanie Komunii św. wiernym na klęczkach ma na celu należyte dowartościowanie aspektu adoracji zarówno jako zasadniczego elementu celebracji, jak i postawy koniecznej w obliczu misterium realnej obecności Boga w Eucharystii. W czasie celebracji liturgicznej modlitwa przybiera różnorodne formy: słowa, śpiewu, muzyki, gestu, jak również ciszy. Co więcej, momenty ciszy pozwalają na prawdziwe religijne uczestnictwo w akcie kultu i - co za tym idzie - od wewnątrz pobudzają każdą inną formę modlitwy.  

W. R.: - Papież przykłada dużą wagę do szat liturgicznych. Czy chodzi o czystą estetykę?  

G. M.: - Aby lepiej zrozumieć idee Papieża na temat znaczenia piękna jako ważnego elementu celebracji liturgicznych, chciałbym zacytować adhortację apostolską „Sacramentum caritatis”: „Związek pomiędzy tajemnicą, w którą się wierzy, i tajemnicą, którą się celebruje, wyraża się w sposób szczególny w teologicznej i liturgicznej wartości piękna. Liturgia bowiem, jak i zresztą Objawienie chrześcijańskie, ma wewnętrzny związek z pięknem: jest «veritatis splendor». (...) Odnoszenie się do atrybutu piękna nie jest jedynie estetyzmem, ale jest sposobem docierania do nas prawdy o miłości Boga w Chrystusie poprzez piękno. Fascynuje nas i porywa, odrywając nas od nas samych i pociągając nas ku naszemu prawdziwemu powołaniu: ku miłości. (...) Prawdziwym pięknem jest miłość Boga, która definitywnie objawiła się nam w tajemnicy paschalnej. Piękno liturgii jest częścią tej tajemnicy; ona jest najwyższym wyrazem chwały Bożej i stanowi, w pewnym sensie, otwarcie się Nieba ku ziemi. (...) Piękno nie jest więc jedynie czynnikiem dekoracyjnym liturgii; ono jest jej elementem konstytutywnym, gdyż jest atrybutem samego Boga i Jego Objawienia”.  

W. R.: - Benedykt XVI zmienił pastorał - obecnie używa pastorału w formie krzyża. Dlaczego taka zmiana?  

G. M.: - Chciałbym przypomnieć, że do pontyfikatu Pawła VI papieże nie używali pastorału; na szczególne okazje nosili ferulę (pastorał papieski w formie krzyża). Papież Montini - Paweł VI - wprowadził zwyczaj używania pastorału z krucyfiksem. Również Benedykt XVI miał go do Niedzieli Zesłania Ducha Świętego w 2008 r. - od tego czasu używa ferulę, gdyż uznał, że jest bardziej odpowiednia do papieskiej liturgii.  

W. R.: - Dlaczego tak ważne jest, by Kościół zachował tradycję używania łaciny w liturgii?  

G. M.: - Sobór Watykański II, chociaż wprowadził używanie języków narodowych, zalecał w liturgii zachowanie łaciny. Uważam, że istnieją dwa ważne powody, dla których nie powinno się rezygnować z łaciny. Przede wszystkim mamy wielkie dziedzictwo liturgiczne po łacinie: od śpiewu gregoriańskiego aż po polifonię, jak również „testi venerandi” (teksty święte), którymi przez pokolenia modlili się chrześcijanie. Poza tym język łaciński pozwala nam dzisiaj ukazywać katolickość i uniwersalność Kościoła. Możemy w niezwykły sposób doświadczyć tej uniwersalności w Bazylice św. Piotra i w czasie innych międzynarodowych zgromadzeń, gdy mężczyźni i kobiety ze wszystkich kontynentów, różnych narodowości, mówiący różnymi językami, śpiewają i modlą się razem w tym samym języku. Kto nie poczuje się jak w domu, gdy będąc w kościele za granicą, będzie mógł, chociaż w niektórych częściach celebracji, przyłączyć się do braci w wierze dzięki posługiwaniu się łaciną?  

W. R.: - Czy zgadza się Ksiądz Prałat ze stwierdzeniem, że wiara kapłana wyraża się w sposób szczególny w liturgii?  

G. M.: - Nie mam co do tego wątpliwości. Ponieważ liturgia jest celebracją misterium Chrystusa tu i teraz, kapłan jest wezwany do wyrażania swej wiary w dwojaki sposób. Po pierwsze - powinien celebrować, mając wzrok kogoś, kto patrzy poza rzeczywistość widoczną, by „dotknąć” tego, co niewidoczne, tzn. obecności i dzieła Boga. To jest „ars celebrandi” (sztuka celebrowania), która pozwala wiernym sprawdzić, czy liturgia jest dla kapłana jedynie przedstawieniem, spektaklem, czy jest żywą i pociągającą relacją z misterium Chrystusa. Po drugie - kapłan po celebracji jest odnowiony i gotów naśladować to, co przeżył, tzn. czynić ze swojego życia celebrację misterium Chrystusa.




* * *







Piękno liturgii jest porządkiem i ładem, który ono tworzy w nas i naszych relacjach z braćmi; jest porządkiem, który tworzy w naszej osobistej relacji z Bogiem. Piękno liturgii jest czymś, co nas przerasta. Nie narzuca się naszej uwadze; nie od razu można je dostrzec przez gesty, znaki i elementy materialne. Piękno liturgii jest bowiem przede wszystkim w tym, co one pozwalają przeświecać. Piękno liturgii jest bardziej pięknem, które prześwieca, niż tym, które widać bezpośrednio. Jeśli chcemy mieć piękną liturgię, musimy pozwolić prowadzić się przez nią, przez jej ducha i jej normy. Piękno liturgii wymaga zawsze jakiegoś wyrzeczenia z naszej strony: wyrzeczenia się banału, fantazji i kaprysu. Ponadto trzeba jej dać odpowiedni czas i przestrzeń, jakiej potrzebuje. Nie należy się śpieszyć. Bardziej Bogu niż naszej inicjatywie należy zostawić wolność mówienia i dotarcia do nas za pomocą słowa, modlitwy, gestów, muzyki, śpiewu, światła, kadzidła i zapachu. Liturgia, podobnie jak kompozycja muzyczna, potrzebuje przestrzeni, czasu i ciszy, oderwania się od nas samych, aby mogły nam powiedzieć o Bogu słowa, gesty i znaki (s. 131)



* * *



Siostra Maria Renata od Chrystusa





Kraina Liturgii, to kraina cudów, czarowna pięknem nadziemskim, pięknem tak mało znanym, a niekiedy tak zapoznanym… to ogród zamknięty, zdrój zapieczętowany (Pnp 4, 12) dla wielu… Tak by się chciało wrota tego raju otworzyć naścieżaj, strumienie tej wody żywej udostępnić wszystkim spragnionym: Omnes sitientes, venite ad aquas. 

W tym cudownym ogrodzie przechadzać się można z rozkoszą: są tam szczyty, z których roztacza się widok daleki, sięgający aż po wzgórza wiekuiste; są tam ustronne doliny, w których kwitną kwiaty o barwach najrzadszych i o przedziwnej woni; są tajemnicze groty, w których się żarzą zaklęte w słowo skarby. Są cieniste aleje sadzone wersetami niebotycznych Psalmów i jasne polany lekcji brewiarzowych; są łąki umajone wonnymi antyfonami i płynące rytmiczną melodią srebrzyste strumyki hymnów (s. 16)



* * *







Piękno w liturgii to również coś więcej niż estetyka wiary (niem. Glaubensästhetik) czy culutra animi (wyrażenie Cycerona, Rozmowy tuskulańskie). 
Liturgia jest wewnętrznie związana z pięknem. Piękno nie jest jej elementem dekoracyjnym, ale konstytutywnym, liturgia to przecież działanie samego Boga przez Chrystusa w Duchu Świętym, jest ona „sakramentem porządku”. Simone Weil pisała: „Msza nie może wzruszyć naszego rozumu, bo rozum nie chwyta tego, co jest jej istotą. Msza jest doskonale piękna, i to pięknem dostrzegalnym, bo obrzędy i znaki są dostrzegalne. Jest piękna tak, jak piękne jest dzieło sztuki”. 
Piękno liturgii nie oznacza, że zależy ono tylko od człowieka, to nie jest rodzaj find-fight-follow Liturgyi – Jugendgottesdienst, rodzaj dowolnej choreografii. W liturgii bowiem piękno emanuje z samej jej świętej istoty, w której sprawuje się sakrament zbawienia (s. 6). 
Nie jest poprawne stwierdzenie: „ukształtujemy piękną liturgię”. Czymś wręcz tragicznym jest zjawisko, gdy celebrans usiłuje podkreślić swoją osobę poprzez koncentrowanie uwagi zgromadzonych na sobie samym, i to w przekonaniu, że chce „uatrakcyjnić liturgię”. Myślę, że dziś trzeba przywrócić zasadę, że liturgia nie jest dobrem, którym możemy swobodnie dysponować, gdzie możemy robić to, co się nam podoba, dodawać, co chcemy, i usuwać, co nam nie pasuje. Nie, liturgia jest publicznym aktem Kościoła, jak o tym pisze sam Sobór Watykański II w Konstytucji o Liturgii, i dlatego jest regulowana przez Stolicę Apostolską, co przypomina Sobór w słynnym paragrafie 22 tej konstytucji: „Nikomu innemu, choćby nawet był kapłanem, nie wolno na własną rękę niczego dodawać, ujmować ani zmieniać w liturgii”. Jednakże stało się inaczej, stało się właśnie to, czego Sobór nie chciał (s. 7-8). 
Zainteresowanie przestrzenią sprawowania liturgii, pięknem tej przestrzeni jest reakcją na betonowe bryły wielu współczesnych kościołów, tzw. antyestetyzmem, a przecież tradycja biblijna łączyła sztukę z pięknem liturgii, sacrum i decorum, wnętrza winny odnosić do Odwiecznego Piękna, Najwyższego Piękna i Źródła wszelkiego Piękna. Niestety, współcześnie jesteśmy świadkami rozdzielenia się sztuki i wiary (s. 9). 
Z pięknem wiąże się rytm, w historii zbawienia możemy rozpoznać Boga jako Najwyższego Artystę, Mistrza rytmu. (...). Częścią rytmu jest milczenie. Jego brak czyni niezdolnym do włączenia się człowieka w rytm Boga. W całkowitym milczeniu Bóg stał się człowiekiem, w milczeniu przemawia Bóg. Podobnie trzeba powiedzieć o powtórzeniach w liturgii, wypływają one z pełni życia i miłości. Przecież życie Jezusa jest niewyczerpalne, człowiek nieustannie otwiera się na Boga – Miłość. Powtarzanie należy do natury życia, podejmowanie spraw na nowo w taki sposób, jakbyśmy to czynili po raz pierwszy – pisał Kierkegaard, a za nim Guardini: „chodzi o to, by powtórzenie zmieniać w sprawę wewnętrzną, przedmiot wolności, w imię najwyższej sprawy”. Uczestnik liturgii oddaje się rytmowi i z radością włącza się w ten rytm, odchodząc od rytmów stworzonych przez siebie samego (s. 14-15). 
Piękno przede wszystkim zachwyca, zachwyt zaś należy do istoty wiary. Piękno równocześnie onieśmiela, tworzy swoisty odstęp, który Simone Weil nazwała „duszą piękna”, ale tworzy komunię z człowiekiem, wzywa go do ciągłego przystępowania do Nieogarnionego, do Niedostępnego (1 Tm 6, 16), mieszkającego w niedostępnej światłości. Liturgia bowiem nie znosi misterium. Ono mimo paradoksalnej bliskości Boga z nami, którą Grecy nazywali filantropią (umiłowaniem ludzi), pozostaje niedostępne. Dystans i dążenie. Piękno jest spotkaniem, Bóg wychodzi naprzeciw człowieka i człowiek kieruje się ku Bogu. Piękno szczególnie samego Boga jest prowokujące, wyrażenie greckie kaleo – nazywać, oznacza provocatio, piękno wzywa (s. 17). 
Miłość piękna domu Bożego (por. Ps 15 (26), 8) ożywiała budowniczych kościołów i kaplic (s. 32). 
(...) Piękność Trójcy Świętej wymaga pięknej przestrzeni, czasu, formy sprawowania misterium zbawienia. W Ps 47, 9-10 zdumiewa stwierdzenie o Dawidzie: „postawił przed ołtarzem śpiewających psalmy i mile płyną dźwięk ich głosów, świętom nadał przepych i upiększył doskonale uroczystości” (s. 37). 
Już Platon rozmyślając nad fenomenem piękna, sądził, że dusza człowieka przed cielesnym narodzeniem ogląda piękno niebiańskie. Rodząc się, zapomina o nim, ale właśnie oglądając piękno świata, może przypomnieć sobie dawną wizję. W konsekwencji widzenie piękna na ziemi jest wyrazem tęsknoty za niebiańskim pięknem. Piękno pełni funkcję terapeutyczną. Myśl ta nieobca była także teologii chrześcijańskiej w późnej starożytności (s. 44). 
Właściwie osoba człowieka w swoim bycie i życiu „dzieje się” przede wszystkim w liturgii. Rozwój osoby człowieka spełnia się w polifonii świąt, uroczystości, wspomnień, w polirytmii obrzędów i poetyce rytuału. Wypływają one ze skarbca objawionych prawd egzystencjalnych i mądrości wieków służby człowiekowi. Liturgia jest „kulminacyjnym i rozstrzygającym miejsce bytu człowieka” (s. 48). 
W rozumienie piękna nie chodzi o subiektwyne odczucie, lecz obiektywną zasadę (s. 51). 
Na spotkaniach, a także w liturgii stosowano ozdoby (nawet kilka) na szatach zwane calliculae właśnie od greckiego kalos – piękny. Św. Perpetua w zapisanych wizjach (Acta s. Perpetuae et Felicitae) zaznacza, że widziała diakona Pomponiusa, „mającego liczne ozdoby” (habens multiplices calliculas) (s. 60-61). 
Piękno liturgii wyraża się także w trosce o dobro drugiego, kieruje oczy ku drugiemu. Miłość czyni pięknym, miłość stwarza piękno. „Jeśli Ja Pan i nauczyciel umyłem wam nogi... dałem wam przykład, abyście i wy czynili, jak Ja wam uczyniłem”. Użyty termin „przykład”, w języku greckim hipodeigma, oznacza to, co nieustannie trwa, zobowiązuje do naśladowania (s. 73). 
Radość spotkania w Chrystusie, wzajemna bliskość prowadziła chrześcijan do troski o piękno przestrzeni sprawowania liturgii. Staranie to pozostawało przez wieki i trwa współcześnie. Sztuka kościelna starała się w dziełach ludzkich wyrażać nieskończone piękno Boga i kierować ku Niemu ludzi (s. 81). 
W tę ewangelizację włącza się także działanie przez katechezę piękna – wyjaśnianie misterium arcydzieł, obrazów, architektury, ars celebrandi. Papież Benedykt XVI w przemówieniu do artystów 18 listopada 2009 r. Mówił o powrocie sztuki do wiary, o „drodze piękna” jako „podróży, by spotkać i ukochać Boga” i tego im życzył: „Niech Panm nam pomaga odkrywać drogę piękna, jako jedną z dróg, być może najbardziej pociągającą i fascynującą, aby dojść do spotkania i do ukochania Boga” (s. 84-85).



* * *







Gwarancją zewnętrznego piękna celebracji jest uformowany człowiek. Ktoś o sercu wrażliwym na obecność Boga i świadom wielkości misterium, które się dokonuje. Człowiek dbający o duszę i ciało, pamiętający o właściwej relacji spraw niewidzialnych do widzialnych (s. 88).